18 grudnia 2013

Kilka propozycji zimowo-świątecznych dekoracji domu DIY



 W świętach Bożego Narodzenia najbardziej lubię ten czas tuż przed nimi. 
 I pewnie zdziwiło Was teraz to stwierdzenie, prawda? Lubię, naprawdę lubię. 
 Uwielbiam wręcz nastrój zbliżających się świąt. 
 Wyszukiwanie prezentów i ich pakowanie w ozdobny papier i wstążki, dekoracje domu i ubieranie choinki, krzątaninę porządków a nawet gotowanie świątecznych przysmaków, to wszystko daje mi radość i przynosi to miłe podekscytowanie na myśl o nadchodzących dniach. 
 Lubię wypisywać kartki z życzeniami, siedząc przy kubku pysznej zimowej herbaty, takiej z plastrami pomarańczy i goździkami, przy wybrzmiewających cicho w tle dźwiękach kolęd i świątecznych piosenek.  
 Lubię wieczorny nastrój, zapach cynamonowych świec i korzennych przypraw, błysk światełek na ustrojonym drzewku. 
  Lubię świąteczne dekoracje, zdobiące każdy kąt mieszkania, dzięki którym czuję ten niecodzienny, wyjątkowy i nieco magiczny nastrój.
 To właśnie dzięki tym małym rzeczom, tym drobiazgom, ten czas tuż "przed" staje się dla mnie tak przyjemny i zawsze kojarzy mi się dobrze, nawet jeśli wiąże się z pracą, którą w związku z świątecznym czasem, trzeba będzie wykonać. 
 Tak naprawdę dużo nie trzeba by wszystko to poczuć. Trochę pracy, wolnego czasu i dużo kreatywności. 
Zobaczcie!

 Moim zdaniem, odpowiedni nastrój tworzą przede wszystkim tkaniny. Zakupiłam 4 m czerwonej bawełny, co w zupełności wystarczyło na obrus i 4 poszewki. 
Oto one:

 Renifer został wyszperany w sieci, wydrukowany, przeniesiony na ścinek białej tkaniny. Następnie wąsko ustawionym zygzakiem obszyłam brzegi reniferowego wzoru. Przyszłym renifera ręcznie do podszewki.


Po środku sweterkowa poduszka - bohaterka poprzedniego postu




 Na ścianie nad stołem powiesiłam takie oto brokatowe płatki śniegu, zakupione w pobliskiej drogerii.


  Ze ścinków czerwonej tkaniny powstało coś jeszcze. W zeszłym roku takie obrazki wykonała autorka bloga Love&Passion handmade i jej prace były tu dla mnie inspiracją.
Dekoracje zostały wyszyte w ten sam sposób co renifer. 

 Na parapetach swoje miejsce znalazło jeszcze kilka dekoracji...


 To zwykły świecznik do tealight'ów, wykorzystywany do zdobienia techniką decupage, pomalowany białą farbą. Na podstawkę wyłożyłam szyszki, orzechy, laski cynamonu i gwiazdki anyżu. Do tego kilka kokard i gotowe!




 Choinkę zrobiłam z szyszek przyklejonych do stożka wykonanego z brystolu oraz ususzonych plastrów pomarańczy. Całość połączyłam termoklejem. 







  Lampiony to szklaneczki, których komplet został zdziesiątkowany przez potłuczenie, ostały się tylko cztery.  Zewnętrzną stronę szklanki posmarowałam klejem (typu vicol, białawy, zwykły klej, nada się pewnie wszystko co macie w domu co jest przezroczyste, bądź białe i co nie wysycha w mgnieniu oka), następnie trzymając w środku szklanki dłoń zaciśniętą w pięść, dociskałam ją do wysypanej na papier mieszanki cukru i brokatu w białym kolorze. Aparat niestety do końca nie uchwycił migoczących drobinek. 
  Środkowy lampion to nic innego jak duży słoik na ogórki przystrojony świecą, kokardą i suszkami.






  Podstawę, czyli wianek, wykonałam z folii aluminiowej. Zwinęłam ją w takim kształcie, jaki chciałam uzyskać. Dokładałam folię do uzyskania pożądanej grubości wianka. Owinęłam go skrawkiem zielonej tkaniny. Ten z kolei przypięłam szpilkami. Następnie za pomocą termokleju przyklejałam: plastry pomarańczy, orzechy, liście laurowe, ziarna jałowca, goździki, laski cynamonu, szyszki i kokardki. Jeszcze tylko trzeba dodać do środka jakąś aromatyczną świecę i już można się cieszyć pięknym widokiem i zapachem.
Banalnie prosta i szybka w wykonaniu dekoracja, i w dużym stopniu z tego co można znaleźć w każdej kuchni.

I to tyle, można zacząć działać. 

Życzę Wam nastrojowych dni przedświątecznych pełnych szyciowych inspiracji!


do następnego postu!
Nici

25 października 2013

Poszewka na poduszkę ze swetra - instrukcja krok po kroku




Czy wymieniacie się z koleżankami przepisami?
 Ja robię to ciągle. Mój segregator z przepisami pełen jest kartek i karteluszek z zanotowanymi, przepisanymi gdzieś u kogoś na kolanie, pomysłami na wszelkiej maści smakołyki. Lubię też podpatrywać sprawdzone sposoby na "coś". 
Nigdy nie trzymam przepisu tylko dla siebie, nie planuję też zabrać żadnego ze sobą do grobu, jeśli coś, co przygotowałam, dana potrawa czy danie, smakuje moim bliskim, chętnie dzielę się z nimi recepturą.
Sama też z chęcią wykorzystuję sprawdzone i polecane mi przez kogoś przepisy. 
Dziś chciałabym podzielić się z Wami właśnie jednym z nich. I choć nie dotyczy on sztuki kulinarnej, warto się pokusić o jego sprawdzenie.
Jest wypróbowany - można śmiało przerabiać stare dzianiny, bo efekt jest gwarantowany.


Przepis na poszewkę swetrową

Stopień trudności - łatwy
Czas przygotowania: 20 minut

Potrzebne będą:
  • 1 stary sweter,
  • nożyczki,
  • nici,
  • wkład poduszki (u mnie 40 cm x 40 cm),
  • maszyna do szycia,


Wykonanie:

1. Odetnij rękawy swetra tuż przy szwach ramieniowych. [zielona linia]




2. Obok powstałego w ten sposób otworu wyznacz linię prostą, biegnącą od dolnej krawędzi swetra do linii ramienia. To będzie jeden z brzegów poszewki. Po drugiej stronie wyznacz drugą równoległą linię pamiętając przy tym, by zachować między nimi odległość równą szerokości wkładu poduszki (u mnie 40 cm). [pomarańczowe linie]


3. Sprawdź czy wymiary poszewki są zgodne z rozmiarem wkładu. Jeśli nie, skoryguj plan linii cięcia mierząc od dolnego brzegu swetra do góry .

4. Tnij po wyznaczonych w ten sposób liniach. Zepnij szpilkami powstałe w ten sposób dwie część poszewki, przednią i tylną. 

5. Zszyj razem wszystkie brzegi poszewki. 



Zszyte brzegi podszewki. Aby zapobiec strzępieniu się krawędzi tkaniny, przeszyłam je ściegiem owerlokowym na całej długości 



6. Rozetnij rękaw wzdłuż szwu podłużnego.



7. Nałóż rękaw prawą stroną do lewej, na poszewkę, tak by zakrywał otwór, który dawniej był dekoltem swetra.



8. Zepnij wszystko szpilkami. Odwróć uszytek - powinnaś widzieć mniej więcej coś takiego:


9. Obetnij nadmiar tkaniny stanowiący dawniej główkę rękawa.

Przyszyty rękaw. Widać pod spodem w którym miejscu jest dekolt, który będzie stanowił otwór poszewki. Tak to tu wkładamy wkład poduszki.

10. Dopasuj długość rękawa do głębokości dekoltu swetra. Na tym zdjęciu widać w którym miejscu się on znajduje, odmierzam od jego wierzchołka kilka cm, wyznaczam linię prostą i ciaach! Tnę śmiało.


11. Przeszywam niezabezpieczone dotychczas brzegi dzianiny poprzez przeszycie ich ściegiem owerlokowym.

12. Prasuję poszewkę. Przekładam uszytek na prawą stronę. Przez otwór dekoltu wkładam wkład poduszki. Dłoniom wygładzam (były)  rękaw. 

poszewka sweter warkocz
Gotowa poszewka - przód

poszewka sweter warkocz
Gotowa poszewka - tył

Poszewka ze swetra DIY

Pozdrawiam i do kolejnego postu!
Nici


Edit 27.10.2013: 

Poduszka Nici vs. poduszka Westwing (139 zł)

21 października 2013

Spódnica w pepitkę Burda 4/2013 nr 117B



Pepitki szturmem biorą wszystkie kolekcje jesienno-zimowe tego sezonu, więc gdy tylko dostrzegłam ten wzór, od razu wiedziałam, że coś będę musiała z niej wykombinować.
Tę przeuroczą spódnicę nabyłam w second-handzie za 8 zł.
Jakoś nikt się do niej nie garnął, ciekawe dlaczego? ;-)

Oto pierwsza przymiarka w domu, zaraz po praniu:


No dobra, trzeba przyznać, że trochę luzu ma tu i ówdzie, a i długość nie jest zbyt nęcąca.
Cóż to jednak za przeszkoda dla amatorki szycia!
Szybka decyzja - szyję model 117B z Burdy 4/2013. 
O! właśnie ten: 

Źródło: http://www.burda.pl/wykroj/2013-burda-4-117-a

   Jest on oznaczony jako 1,5 kropki, czyli "łatwy fason i detale" (dla niewtajemniczonych: oznacza to mniej więcej tyle, ze szycie powinno pójść gładko i przyjemnie).
   Pracę trzeba było zacząć od pozyskania tkaniny. Sprułam więc co się dało. Zostawiłam suwak po środku tyłu, ładnie był wszyty (niby zwyklak z niego, ale ładnie był przykryty) więc szkoda było go wypruwać. 

Przód i tył spódnicy. Była też podszewka i pasek - wszystko poszło do recyklingu

   Następnie przygotowałam wykrój, który przeniosłam na tkaninę.



Zdecydowałam się na najkrótszą wersję spódnicy, z prostego bardzo powodu - nie miałam chęci na kombinacje z rozporkiem, który na mojej "tkaninie" już był umiejscowiony.

Już skrojony według wykroju Burdy przód i tył spódnicy

Wykorzystałam też podszewkę. Skroiłam ją tak samo jak spódnicę.



I dla oryginalnego paska od tej spódnicy znalazł się sposób na drugie życie. Stwierdziłam, że nie będę szyć nowego, wykorzystam ten który jest. Pozbyłam się jedynie szlufek. Pasek rozprułam na wszystkich liniach pionowych szwów i skróciłam do własnego obwodu talii.



Dopasowany do moich wymiarów wszyłam do spódnicy. Od spodu do paska doszyłam podszewkę. Ręcznie przyszyłam ją do taśm zamka.

I taka oto spódniczka wyszła mi w trakcie tej przeróbki:




Płaszcz po skróceniu


Płaszcz po skróceniu


A teraz najlepszy smaczek wszystkich przeróbek- moja ulubiona kombinacja zdjęć, "Przed i Po":





No i zapowiedź kolejnego uszytku, a jakże! tym razem będzie to coś dla domu.




Pozdrawiam i do kolejnego postu!
Nici

16 października 2013

Jak skrócić płaszcz - instrukcja krok po kroku



Rzecz się działa w pewnym pokoju typowego mieszkania w bloku. 
Pokój ów jest nieduży, ale za to otwarty, urządzony w stylu "ikea". Pod ścianą stoi stół kuchenny.
Jego blat usłany jest, na pozór niepotrzebnymi ścinkami tkanin, wśród których błąkają się wszelkiego rodzaju akcesoria krawieckie. O tym, że jest to stół, świadczą już tylko nogi, których ten bałagan jeszcze nie wchłonął.
Na stole, tuż przy ścianie, stoi wypchany segregator, z którego wystają skrawki papierów nierówno poukładanych w plastikowych koszulkach. Jest też sterta czasopism, i zwój zielonkawej folii (eee?). Ten jarmark krawieckich cudów wieńczy ona - królowa maszyna, dumnie stojąca po środku całego rozgardiaszu.
Podłogę, a tym samym całą wolną przestrzeń po której można stąpać w tym pomieszczeniu, pokrywają kupony tkanin i wykroje. I tak, na środku, na samiutkim środeczku tego bezładu, siedzę ja, Nici (z) Szycia.
Jest też czarny, klasyczny płaszcz długości do kolan, o którym będzie za chwilę.
Mąż wchodzi do domu. Przez chwilę rozgląda się po pomieszczeniu, jego zmarszczone czoło wyraźnie wskazuje, że intensywnie próbuje zrozumieć co tu się przed chwilą stało: czy przeszedł jakiś huragan, czy wybuchła wojna, czy może czas najwyższy wezwać karetkę, bo to jedno z końcowych stadiów szaleństwa żony.
- Nie jestem pewien czy dobrze zrozumiałem: czyli kupiliśmy ci najpierw płaszcz, zapłaciliśmy więcej, bo dłuższy był droższy, po to byś zaraz stwierdziła, że trzeba go obciąć, bo jest za długi?"
Małżonek mój zacny człowiek, w ciemię bity nie jest, szybko zwąchał co się święci.
Ta bitwa, Nici kontra czarny płaszcz, musiała zakończyć się zwycięstwem po mojej stronie.

Oto strategia tej potyczki: 

1. Na początku trzeba wymierzyć jakiej długości chcemy by był płaszcz. Robimy to tak: zakładamy na siebie płaszcz, zapinamy wszystkie guziki, z szpilką w ręku i okrzykiem " o tu!" na ustach, dokonując pomiaru według wzoru: pi razy oko, wkuwamy szpilkę, w miejscu w którym płaszcz ma się kończyć. 

2. Zdejmujemy płaszcz. Układamy go na płasko, na podłodze choćby (o ile tam jest jeszcze jakieś miejsce). Odmierzamy na jakiej wysokości od dołu znajduje się szpilka i od tego pomiaru odejmujemy 5 cm (to będzie zapas na powinięcie). 

3. Zaznaczamy mydełkiem co kilka cm obliczoną przez nas wysokość. 

4. Odmawiamy jedną zdrowaśkę i zaczynamy ciąć po wyznaczonej linii. 

Stało się!
5. Rozpruwamy podszewkę na bocznych szwach na wysokości ok. 10 cm powyżej linii cięcia płaszcza.
W moim płaszczu ocieplina była pozszywana z brzegami podszewki, żeby ją skrócić, musiałam najpierw rozpruć podszewkę, jeśli w Twoim płaszczu ocieplina jest w jednym kawałku, możesz pominąć ten krok i krok nr 11.

6. Obcinamy 8 cm ociepliny licząc od obciętego brzegu płaszcza, uwaga! podszewkę zostawiamy tej długości co płaszcz.

7. Rozpruwamy do tej samej wysokości także przeszycie pionowej listwy płaszcza, która łączy się z podszewką i tyłem płaszcza. Opis może nie jest zbyt czytelny, dlatego dorzucam tu fotkę z oznaczeniem  miejsca, o którym tu mowa.




8. Podklejamy po wewnętrznej stronie brzeg płaszcza paskiem fizeliny (fiseliny bądź klejonki, jak kto woli) o szerokości 4 cm. Nie przyklejamy go przy samym brzegu tkaniny, a nieco powyżej. 



9. Zaprasowujemy (przez szmatkę) brzeg płaszcza do wewnątrz, tak by linia zgięcia tkaniny nie wypadła na fizelinie.




10. Rozkładamy płaszcz na płasko podszewką do nas a plecami płaszcza do podłogi.

11. Spinamy szpilkami podszewkę w miejscach, w których ją wcześniej rozpruwaliśmy. Przeszywamy po tych samych liniach szwu.




12. Przekładamy płaszcz na lewą stronę, tak by zewnętrzną stroną tylnej części płaszcza przyłożyć do zewnętrznej strony podszewki (szwami do środka).
Na zdjęciach powyżej i poniżej dobrze widać różnicę przed i po przełożeniu - na pierwszym ocieplinę mamy od środka płaszcza, natomiast na zdjęciu poniżej przełożyłam go tak by ocieplina była po zewnętrznej stronie. Spięłam brzegi podszewki i zewnętrznej tkaniny płaszcza szpilkami i przeszyłam na maszynie jakiś 1cm od linii cięcia.

Ocieplina przycięta, podszewka zszyta z dolnym brzegiem płaszcza. 

12. W trakcie szycia zostawiamy jakieś 15-20 cm od brzegu (zapięcia) płaszcza, i przez ten otwór przeciągamy płaszcz z powrotem na prawą stronę (czyli ocieplina i podszewka wędrują z powrotem do wnętrza płaszcza). 
Ręcznie przyszywamy resztę podszewki.



13. Ryglujemy przeszycie zewnętrznej listwy płaszcza (oznaczone przy punkcie 7) układając go uprzednio do wewnątrz. W tym momencie nie zrobiłam zdjęcia, jednak wcześniej, gdy kombinowałam jak to cholerstwo skrócić, zrobiłam tę fotkę, na której widać ułożenie tkaniny.




Gotowe!
Zdjęcie skróconego płaszcza pojawi się wkrótce.

Edit (21.10.2013): Zdjęcie już jest opublikowane w kolejnym poście dotyczącym spódnicy w pepitkę. Zapraszam!


A tymczasem zapowiedź kolejnych uszytków...





Do kolejnego postu!
Nici

20 września 2013

O pewnym hobby i maszynie Silvercrest



Kilka dni temu w blogosferze związanej z tematyką krawiectwa i  handmade iście zawrzało. 
Nowe posty pojawiały się jak grzyby po deszczu, wpisy na forum zasypywały skrzynkę pocztową.
No dobra, może z tym wrzeniem to trochę koloryzuję (chciałam nieco podgrzać atmosferę), z pewnością nie było to to, co działo się z związku z tatarem pewnej znanej firmy i jego testem na żywo autorstwa blogera paei100, ale temat ten ciągle się przewijał to tu, to tam.
Cóż wzbudziło znaczne zainteresowanie wśród blogujących szyjących?
Otóż moi mili Państwo, w Lidlu miały się pojawić maszyny do szycia marki Silvercrest, czyli w opinii wielu internautek i zarazem użytkowniczek owego przybytku, tanie i solidne maszyny do użytku domowego.
Ten, kto w branży nie siedzi (i żeby nie było, nie siedzę w niej i ja - póki co ;-), może nie wiedzieć, że maszyny te podbiły serca domorosłych krawcowych przełożeniem jakości urządzenia do jego ceny.
Ostatnio przeprowadzałam badania rynku, i żadna z maszyn, które mnie interesowały, nie posiadała tylu funkcji, w takiej cenie. Rozważałam zakup Janome 525S, Singera Heavy Duty 5511, bądź Izabelli Łucznika.
Okazja nadarzała się więc niebywała, bo maszyna Silvercrest to nie jest produkt, który regularnie pojawia się w ofercie tej sieci marketów.
Za cenę 329 zł można więc od 19 września 2013 r. nabyć maszynę, która posiada wolne ramię, funkcję szycia wstecz, 33 ściegi użytkowe, czterostopniowe obszywanie dziurki, zestaw 4 stopek, regulację napięcia górnej, a także dolnej nitki. Do tego 3 lata gwarancji - no cud, miód i malina. 
Żal nie brać!
Pamiętając o historiach blogerek posiadających maszynę Silvecrest, w czwartek o godzinie 7.50 żwawo pomaszerowałam pod sklep. 
Już liczba osób oczekujących przed wejściem mnie lekko zmieszała. 
Na otwarcie sklepu czekało już jakieś kilkadziesiąt osób, niczym studenci w autobusie podmiejskim w trakcie Kortowiady, ciasno stłoczonych tuż przed drzwiami. 
Godzina "0" wybiła, drzwi się otworzyły a owa zbita masa ludzka wlała się do sklepu. Podążając coraz szybszym krokiem zaatakowała wszystkie trzy alejki. Pełno kobiet, potencjalnie zainteresowanych - z mojego punktu widzenia - kupnem owej maszyny.
 Pomyślałam tylko, że już po ptakach, pchać się czy walczyć nie będę, trudno, albo kupię albo nie. Zdążyłam już nawet zadzwonić do męża i podnieść pomarańczowy alarm (był planem "B" na zakup maszyny w innym sklepie :-P). 
Poczekałam więc spokojnie aż przepychanki ustaną (niektórzy próbowali wprowadzić wózki) i weszłam z grupą ludzi czekających na wejście w drugiej kolejności. Podeszłam do koszy i oczom nie wierzę - wszyscy grzebią w jakiś ubraniach, maszyn nikt nie rusza. Stoi sobie równiutka kolumna pudełek i nikt, nikt nawet nie spojrzy w ich stronę. 
Wyobraźcie sobie teraz jaki uśmiech pojawił się w tym momencie na moich ustach. O tak, z pełną  prezentacją uzębienia.
Spokojnie podeszłam, wybrałam sobie jedno pudełko + zestaw akcesoriów i ciągle się uśmiechając podreptałam do kasy.








W tle drugiego zdjęcia widać Victorię, ale bezapelacyjnie przesiadam się na Silverkę. 
Za jakiś czas napiszę coś więcej o samej maszynie.

No właśnie, wspominając mój zakup maszyny, chciałam poznać Wasze zdanie, jak sądzicie: czy szycie, handmade, jest niezbyt popularnym hobby, czy może cieszy się coraz większą popularnością?



Pozdrawiam i czekam na wasze opinie, 
Nici

02 września 2013

Bluzka z baskinką na podstawie wykroju 133 z Burdy 8/2012



Od mojego poprzedniego posta minął ponad miesiąc.
Przyczyn tego stanu rzeczy jest kilka, które to pozwolę sobie kolejno przedstawić w sposób obrazowy. 
Otóż odpowiedzialność ponosi tu (bo przecież nie ja jestem winowajcą, a gdzieżby tam!):


Przyczyna nr 1
Przyczyna nr 2

Przyczyna nr 3


  Czas ostatnio biegnie mi jak oszalały!
  Nie po to jednak się tu pojawiam by sobie zrzędzić na brak czasu, a po to, by pokazać co i jak można sobie własnymi rękami zrobić ("O! tymi ręcoma co tu piszą! O!").
Tak więc może teraz skrobnę tu słów kilka o moim ostatnim uszytku. 
Zacznę od tego, że generalnie zaliczam go do udanych. W mym mniemaniu udanych, bo koleżanka bluzkę skomentowała następującymi słowami: "sama to uszyłaś? - widać" i wciąż nie wiem, czy cieszyć się z komplementu, czy nie, czy w ogóle jakoś konkretnie mam się z tymi słowami czuć. 
W każdym razie Nici ciągle niezłomnie pozostaje z gatunku tych, którzy się w swoich uszytkach chodzić nie wstydzą, bez względu na to, czy jest z czego być dumnym, czy też nie.
Białe bluzki latem to to, co tygryski lubią najbardziej (zaraz po spódnicach z koła!). Pasują do wszystkiego, kolor też sprzyja panującej wokół aurze. Nic tylko szyć! i nosić często, bo lato już nogi bierze za pas.
Tę bluzkę pokazuję Wam jako ostatni przebłysk odchodzącego już lata. Kolejne uszytki będą już typowo jesienne. Mam nadzieję!
   Wykorzystana tkanina to cienkie płótno, wyszperane w tkaninowych zapasach teściowej.
  Do uszycia prezentowanej bluzki wykorzystałam wykrój na górę sukienki nr 133 z Burdy 8/2012, którą pokazywałam tutaj. Pozbawiłam ją rękawków, podkroje pach wykończyłam odszyciem.
  Dolna część, czyli popularna dzisiaj baskinka, to nic innego jak konstrukcja z koła. 
  Jak dokonać obliczeń niezbędnych do wykonania takiej baskinki pokazuje O-rety pod tym linkiem (całe koło bądź 1/2 koła), a jeśli Ci się zamarzy jakiś inny wycinek koła, można skorzystać z arkusza do wykonywania obliczeń, który udostępnia Papavero w tym miejscu. Dół baskinki wykończyłam metodą baby hem.


Skrojone wszystkie częsci bluzki + odszycia, z którymi musiałam trochę pokombinować,
bo tkaniny było nieco za mało


Trochę czasu spędzonego przy maszynie i oto efekt końcowy. Tak wyglądała bluzka z baskinką w ostatnie niedzielne popołudnie przy pięknej, ostatnio odrestaurowanej Casablance.


Bluzka z baskinką








Uczesz się, jak Ty wyglądasz! - rzekł fotograf.









Pozdrawiam i do kolejnego postu!
Nici